Archiwum sierpień 2003


sie 30 2003 ...Kobiety...hip-hop...kobiety...hip-hop......
Komentarze: 0

Gdzie nie patrzeć, na środkowy plan pchają się ( często dosłownie...) kobiety, babeczki, panienki, laski, szmule, dupy, itp...

Wszystko jest na miejscu..., ale czy kobiety mają dziś miejsce na scenie światowego hip-hop`u??? Ciekawe pytanie...

Ja postaram się jeszcze bardziej zwęzić temat do tego, co się w Polsce wyprawia.

A wyprawia się bardzo sporo... Cieszy fakt, że hip-hop jest obecnie najbardziej rozwijającym się stylem / gatunkiem muzycznym.Powstają nowe style, odkrywa się nowe talenty..., ale... Gdzie podział się (lub kiedy się narodzi ...) rap kobiet?

Wiadomo..., są już znane osobistości jak Joanna Tyszkiewicz (pozdrowienia), Dama Ka (kiedyś), Parę Słów (ostatnio nie słyszałem...)...

Jeśli chodzi o Szczecin, to nie wnikam w to co jest oprócz Ahy... bo szkoda słów i waszych oczu... Dno jest! Żadne babki nie pchają się do mikrofonów... a jeśli nawet, to nie słychać ich lub lepiej nie słuchać... DNA jest, no i jak wspomniałem...DNO...

Sorry może ktoś się obrazi, ale żeby nazwać się raperem/raperką nie wystarczy biegać w szerokich spodniach i paplać bezsensowne i płytkie text. Nie mówię nic o stylu i technice, bo tu żadnej nie ma...(Nie piszę o DNA...)... Jak wpadłem na to? Cóz..., nie dlatego ,że jestem facetem (a faceci to świnie...), tylko dlatego, że mam uszy i słuch całkiem niezły i gram w rap.

...Co mnie skłoniło do tego typy przemyśleń? W Stanach Lil Kim wydała nową płytę , Da Brat też... no i choćby nawet Trina..., a w Polsce ??? Nie ma żadnej solowej płyty wyrarowanej przez kobietę... Nawet nielegal nigdy nie wpadł mi w ręce...

 

Po jakimś tygodniu dostałem odpowiedź :" ..to dawaj te pytania... ".

Pytania wysłałem i z niecierpliwością czekałem na odpowiedzi...

Doczekałem się po 3 tyg. nowinki, że zespół NARH+ jest już nie aktualny... Wkurw mnie ogarnął i zacząłem rozmyślać...

Dziewczyny...bez was życie sensu nie ma, ale czy musicie wszystko tak gmatwać? Jest wiele podobnych przypadków - było i nie ma... " ...i to, to mnie boli, gdy na ten obraz patrzę, bo to się dzieje tu, a nie w kinie, czy w teatrze..." [to chyba z numeru 3ekona... ]. Jeśli jest już coś dobrego, to się kończy...

APELUJĘ! CHOLERA, APELUJĘ!

Łapcie te śliskie mikrofony w wasze delikatne dłonie i Yo`all girls make some noice!!! Make some noice!!! Dziwi mnie, że zawsze was pełno wszędzie, a w hip-hopie... Na impry chodzicie..., muzy słuchacie..., same czasem rymujecie...

Proszę ! Budujcie przemysł muzyki hip-hop wraz z waszymi samcami. Róbcie nam (facetom) konkurencję ,żebyśmy rymowali jeszcze lepiej...

Słowo do Tylko Dziewczyn Skład: ...Zajmijcie się lepiej szkołą, bo hip-hop ,to nie wasza działka... Zostawcie tron dla prawdziwej polskiej raperki ( XXX )... Ta pozerka jest zabawna...

Podsumowując... Jest hip-hop...,są kobiety... Trza to połaczyć. Kobity rymyjcie też same, a nie tylko na 2... 3... numerach jakiegoś boys-rap-bandu... Twórzcie same rapowy image Polek!! Wiem, że gdzieś wśród was ukrywa się polska Lil, Queen Latifah,Da Brat, czy Lauryn Hill... Może czas odkryć nowy talent... żeński talent?

To pytanie kieruję do pań rymujących. Pokażcie się!!!

Jesteście WANTED !!!!!!



eminemka-sk8 : :
sie 30 2003 Komercja
Komentarze: 0

Ile to razy słyszy się, że komercja jest be, zwłaszcza w Hip-Hop‘ie, który to ma być przykładem muzyki niezależnej, nie podlegającej żadnym kanonom, awangardowej i po prostu "innej". Przez sens wyrazu "inny" należałoby rozumieć styl odmienny, inny niż wszystkie czyli taki, który na dzień dzisiejszy racji bytu mieć nie może. Teraz pewnie kilka głosów krytyki, z reguły bezpodstawnej, ale fajnie, niech każdy powie coś od siebie. Przecież Hip-Hop przez lata był niekomercyjny, był niezależny, był nie dla wszystkich. Czy było to dobrze czy źle to już inna sprawa, postrzegać można to na kilka sposobów. Jednak wróćmy do tematu, nie bez znaczenia kilka razy użyłem słowa "był". Tego ukryć się nie da, bo co łatwo zauważyć, jeśli jakiś zespół hip-hop‘owy chce być zauważany, chce by doceniano jego muzykę, styl itd. musi ulec komercji. Tego zmienić się nie da. Pewnie są jeszcze tacy, którzy za nic nie chcą "wyjść" na świat, ale w ekspresowym tempie zobaczą, że ich muzyka jest odbierana co najwyżej przez pewne (ograniczone) grono osób, a czy oto chodzi?

Teraz wniosek, który raczej powinien być na końcu, ale będzie właśnie tutaj: osobiście popieram komercyjność Hip-Hop‘u w 100%. Jest to zjawisko nie tyle wywołane koniecznością, co po prostu potrzebne. Spójrzmy na nasz rynek hip-hop‘owy. Ile zespołów, MC zdobyłoby uznanie jeśli nie wstąpili by w szeregi muzyków komercyjnych. Byłoby ich bardzo mało. Ci co pozostaliby w podziemiu raczej nie mieliby szans na przebicie się do grona najlepszych. Tak jest, to kolejny plus komercji, która bądź co bądź ma to do siebie, że działa jak sito. Jeśli ktoś zdoła przedrzeć się przez nią staje się automatycznie zauważany. Komercja sama w sobie nie jest niczym złym. Pomaga w lansowaniu nowych składów, nowych MC, w ogóle pokazuje coś nowego. Dzięki temu możemy zobaczyć, że ludzie związani z Hip-Hop‘em w Polsce nie tylko znakomicie rymują, ale wreszcie możemy zobaczyć jak to wygląda (teledyski), jak sami się prezentują (wywiady), no i wreszcie koncerty, najlepsze co może być.

Znakomita atmosfera, klimat i zabawa. Kiedyś tego nie było, a na pewno nie w takich ilościach. A spójrzmy na to z perspektywy czasu. Kto, kiedyś widział koncerty, nie mówiąc już o teledyskach czy wywiadach. Poprzez komercję w jakiś sposób integrujemy się z całością. Fajnie posłuchać co ten czy tamten ma do powiedzenia, poczytać o tym itd.

Pewnie, komercja ma i swoje wady, ma ich nie mało, ale takie są już prawa rynku. Zauważą to zwłaszcza słabsi, którzy nie zdołają wydać materiału w wielkiej wytwórni, nie dadzą rady przebić się przez sito komercji. Brzmi to ironicznie, ale jest prawdziwe. Choć z drugiej strony wadę tą można traktować jako zaletę (ciekawy paradoks). Dzięki temu nie zaleją nas setki tysięcy składów, które nie prezentują praktycznie nic, a tylko chcą się "pobawić". Nie pozwoli na to żaden szef wytwórni, gdyż po prostu zepsuje mu to opinię. Komercja niesie znowu ze sobą większe koszty, co za tym idzie i my trochę więcej tracimy. Tylko czy to źle, że zapłacimy te kilka złotych więcej z płytę? Raczej nie, gdyż możemy mieć pewność (w znacznej mierze), że to co kupimy nie będzie wyłącznie nadawać się na rozpałkę.

Na zakończenie wspomnę tylko jedną sprawę. Podobno Hip-Hop w Polsce zaczął komercjalizować Liroy. Wtedy głosy krytyki były ogromne, teraz zresztą nie jest lepiej. Bronić go nie mam zamiaru, jednak jedno warto zauważyć, że on przetarł szlak, potem WYP3 i kolejne, kolejne ekipy. Nawet doczekaliśmy się programu poświęconego Hip-Hop‘owi, który prowadzi WSZ. Dzięki niemu można sporo dowiedzieć się. o naszych rodzimych ekipach. Nie będę więcej zanudzał Was moimi rozważaniami i tak już po sporym okresie czasu każdy jakiś tam pogląd na komercję ma. Czy mu się to podoba czy nie i tak będzie to szło dalej. A co by było bez komercji? Czy byłoby możliwe, aby Hip-Hop nadal nie był ograniczony dla pewnego grona osób. Tego chyba nie chciałby żaden z nas. Do następnego.


eminemka-sk8 : :
sie 29 2003 Polityka i HiP HoP
Komentarze: 0

Rewolucja oświeceniowa

Struktura dzisiejszego społeczeństwa jest zróżnicowana, jednak pewne, określone cele pozwalają na przyporządkowanie konkretnych dziedzin do paru kategorii. Odkąd Adam Smith stworzył w XVIII w. pojęcie ekonomii jako nauki, pieniądz stopniowo zaczął stanowić paliwo do napędzenia tej wielkiej turbiny handlowej. Po jakimś czasie opanował większość dziedzin życia. Dziś jest nieodłącznym elementem funkcjonowania społeczeństwa, a że "apetyt rośnie w miarę jedzenia", to im więcej człowiek zarabia, tym jeszcze więcej chce.

Teoria tłumu i siła perswazji

Ociekający fałszem biznes, w którym przywódcy, aby uwiarygodnić swoje działania, przybrali pewną propagandę hip-hop'ową, coraz bardziej się rozwija. Stosowany jest tu tzw. "łańcuch Markowa", co oznacza, że ludziom daje się to, co chcą zobaczyć, bądź usłyszeć, uzależniając ich niejako od informacji jakie otrzymują. Ludzie chcą słyszeć, że coś jest tylko dla nich, że są wyjątkowi, że stanowią pewną małą społeczność, że wyznaczeni są do tego by krzewić swoje przekonania w innych. Nic dziwnego, że hale festiwalowe przepełniają hordy apostołów, przeplecione ozdobnymi sznurami małoletnich boginek, które tylko czekają by zwerbować odpowiednią osobę. Odpowiednimi hasłami i wyznaczoną taktyką, przywódcy wytwarzają sobie swoich własnych odbiorców, robiąc z ludzi barwną papkę, łatwo mieszającą się z podawanymi perswazjami. Kształtują ludzi metodą pociskową, która polega na tym, iż "uderzony" jakimś bodźcem człowiek, odkształca się w takim stopniu, w jakim został "zaatakowany". Pewne pojęcia, podane w odpowiedniej formie, przyzwyczajają ludzi i uzależniają od ich odbioru. Trudno nie nazwać polityką działania, które polega na tym, iż o pewnej rzeczy/idei, w którą zaangażowanych jest wielu ludzi, mówi się, że jest najlepsza, że jest jedyna i niezbędna do życia. Słaby odbiorca, "wyznający" właśnie ową rzecz, poczuje się wyjątkowo, inaczej, utożsami się z działalnością lidera tak bardzo, że atak na niego, będzie odczuwał jako gwałt na samym sobie, a w tej sytuacji należy "mistrza" bronić za wszelką cenę. Kiedy bowiem ów przewodnik straci pewność siebie, stracą ją też ludzie, którzy go popierali. Widać więc, iż protekcja, choćby słowna, choćby nawet duchowa, jest ważnym czynnikiem dla zwerbowanej osoby. Czuje się ona bezpieczniej, kiedy lider odnosi sukcesy. W końcu to ich reprezentant. Na przykład gdyby ktoś zaczął oczerniać, bądź obwiniać o coś prezydenta, na którego głosowało 2/3 wyborców, to jasnym by było, iż u tych 2/3 ten ktoś byłby przegrany, bo "Jak przecież można tak mówić o prezydencie?". Tylko człowiek z własną receptą na życie jest odporny na taką agitację, woli sam przekonać się o intencjach określonych osób, zamiast ślepo brnąć za tłumem, którego jednostki nawzajem się podburzają. Teoria tłumu mówi o tym, iż za pośrednictwem fizycznej i psychicznej styczności jednostek, powstaje dusza zbiorowa. Dochodzi do tzw. "zarażenia emocjonalnego", przy jednoczesnym wygaszeniu racjonalnego myślenia oraz braku refleksji. Nic więc dziwnego, że euforia, jaka towarzyszy ogólnej afirmacji określonej osoby sprawia, iż zaciera się trzeźwe postrzeganie pewnych spraw związanych z owym "przewodnikiem". Obiektywne spojrzenie zostaje zastąpione przez ślepą lojalność, która jest źródłem wielu agresywnych zachowań. Lider jest uosobieniem pewnej świętości, która osiąga wymiar transcendentalny. Zacierają się aspekty logiczne, jest zaś chęć pozyskania sympatii danej osoby, dyktowana większym poczuciem bezpieczeństwa. Ma się większą pewność, iż nie zostanie się wykluczonym z określonej grupy.

Polityka znaczy "sztuka rządzenia"

Po pierwsze, żeby zaistniało zjawisko polityki, musi być RZĄDZĄCY i PODWŁADNI. Im lepszy (lepszy nie w sensie jakości, ale w sensie umiejętności manipulowania ludźmi) rządzący, tym bardziej jest w stanie kierować podwładnymi. Dobry lider to ten, który uosabia indywidualne dążenia wszystkich jego zwolenników. Jest zbiorem cech, z którymi się oni utożsamiają. Im więcej wspólności między dążeniami rządzącego a podwładnych, tym większe ma on u nich poparcie. Takie, licznie spotykane, święte krowy, są powszechnie popierane i bronione przez ideowych podwładnych, dlatego mają tak ogromną moc perswazyjną. Na zabieg manipulacji, podatne są przede wszystkim osoby o niskim poczuciu własnej wartości, osoby młode, bez wykształconego światopoglądu, próbujące odnaleźć naukę w poczynaniach swojego "mistrza". Osoby "słabsze", bo tak można je umownie nazwać, nie mają jeszcze ukierunkowanych dążeń, są na etapie, w którym poszukują swojego sposobu na życie. Są bardzo podatne na różne zjawiska kulturowe, takie jak subkultury, gdyż w ich ideologii próbują odnaleźć odpowiadające im kanony. Manifestują swoją przynależność do danej grupy, a z obawy przed wytknięciem im małego obeznania, starają się związać z nią jak najmocniej. Stąd determinacja w sposobie ubierania i zachowania, stąd mocne zaangażowanie i otwartość na wszelkie nowe nurty, stąd, tym samym, podatniejszy grunt pod perswazję. Jest udowodnione naukowo, iż mniej podatni na próbę kształtowania przez liderów, są ludzie z wyższym wykształceniem, znający lepiej pewne pojęcia. Oczywistym jest więc, iż osoby z silnym charakterem nie potrzebują mentalnych przewodników, gdyż same doskonale wiedzą, czego chcą, wiedzą KIM SĄ, przede wszystkim. Naturalnym jest więc zjawisko, że osoby o mniejszej sile przebicia, niewyraźnie wierzące w swoje umiejętności, a często chcące udowodnić całemu światu kim są, starają się wpasować w pewną grupę. Grupę ludzi podobnych do nich samych, potrzebujących ideowego zwierzchnika, w którym upartywać będą autorytet i z zapartym tchem wsłuchiwać się będą w każde jego słowo. Niemało jest też osób, które tylko czekają by stać się takim zbawcą maluczkich, by poprowadzić te zbłąkane, łaknące opieki owieczki przez trudne i ciężkie życie. Pod tym względem rap jest istnym Olimpem. Każdy działacz (bo nie tylko o wykonawcach mowa), który ma jakieś tam uznanie, wyposażony jest tym samym w pewien ładunek perswazyjności, rosnący proporcjonalnie do szacunku, jakim jest darzony. Im więcej on "daje" ludziom, tym więcej z tego czerpie. Rzekomo wspólne dążenia ogółu i przewodzącego, odkryć można w tekstach, których nadawcą czuje się każdy z owej "wyróżnionej" grupy. Wspólne recytowanie takiego tekstu daje jednostkom poczucie przynależności, zwiększa poczucie własnej wartości i wprowadza je w stan rozanielenia, gdyż oto właśnie mogą wykrzyczeć "swoje własne" aspiracje. Zwrot "swoje własne" jest tu użyty dość przekornie, gdyż po jakimś czasie "urabiania" odbiorców przez lidera, ludziom zostaje nieświadomie narzucony pewien sposób myślenia, taki, że wydaje im się, iż czegoś chcą, a tak naprawdę "dzięki" perswazji, zostało im to narzucone. W rezultacie, to zwierzchnik kieruje rozumowaniem adresatów.

Business is business

Taka, a nie inna sytuacja, odciska się w przyzwyczajeniach osób, które znają rap sprzed muzycznego "big bang". Ilu z nich może jedynie wspominać imprezy, gdzie większość się znała i mogła bawić do bardziej hip-hop'owych rzeczy, niż Jennifer Lopez. Ci ludzie patrzą dziś z przerażeniem na malejący poziom odbiorców tej kultury, dających się kierować, jak pacynki na sznurkach, przez zachłannych i sprytnych biznesmenów. Przemysł muzyczny stał się jedną wielką giełdą. Kiedy ktoś widzi, że notowania któregoś gatunku spadają, przekłada swoje akcje na rzecz kierunku, budzącego o wiele większe zainteresowanie. To przemysł, który rodzi wielkie pieniądze. Pieniądze, dostarczane przez uformowanych odbiorców, zaślepionych szczerością i bezinteresownością liderów. Powoływać się na idee, które potem można zwyczajnie skurwić - to cecha ludzi fałszywych. A ci, którzy chcą być postrzegani za prawdziwych, szukają w danym nurcie takich rozwiązań, jakie mogą przyciągnąć publikę. Tak więc dziś w gazecie możesz widzieć twarze raperów, ale jutro, kiedy zmieni się moda, kolorowe strony przeznaczone na duże plakaty, zapełniać będą fotografie Aborygenów improwizujących na didżiridu.

 

Propaganda biedy

Jeśli chodzi o elementy działalności perswazyjnej to bardzo mocno działa na psychikę odbiorców "charytatywność" poczynań. Im częściej się słyszy jak mało pieniędzy dana osoba ma z tego co robi, tym bardziej jest szanowana - za upór, za determinację i ponad wszystko, za prawdziwą miłość do tego co robi. Uciemiężenie i wizja zmagania się, istotnie oddziałują na wizualizację u odbiorców. Ludzi ci widzą żołnierzy, dzielnie brnących z 10 kilogramowym ładunkiem idei na plecach, podczas gdy tak naprawdę żołnierze ci stoją, a przed nimi po kolei ustawiają się ofiary do odstrzału. Od czasu do czasu znajdzie się też moment ciszy na przeładowanie magazynka. Młodzi ludzie głęboko więc wierzą w mesjaszy, tym bardziej, kiedy będzie się im przypominało jak ciężką mają do spełnienia pracę.

eminemka-sk8 : :
sie 29 2003 Wywiad z Killa Kela - Najbardziej cenionym...
Komentarze: 2

Dobra, zaczynamy. Na początek chciałbym powiedzieć, że dobrze jest gościć Ciebie tu, w Warszawie. Przy okazji, który to już twój koncert w Polsce?

Do Polski po raz pierwszy przybyłem w roku 2000 z Vadimem i Russian Percussion. Wtedy było to dla mnie jak jedna szalona podróż, wiesz, pięć imprez w jednym kraju i zero autostrad, wiesz o czym mówię? Ale wiesz, byliśmy na to przygotowani, heh. Teraz jest 2002 i znowu zawitałem w Polsce, teraz będę tu coraz częściej.

Widziałeś już kilku polskich beatboxerów. Co możesz powiedzieć o scenie beatboxowej w Polsce?


Ehm, widziałem tylko kilka osób, nie słyszałem jeszcze dużo polskiego bboxu. Ale wiem, że dziś będzie się dużo działo. Chcę zobaczyć nowe style, dużo energii i mam nadzieję, że ktoś puści mnie z torbami, wiesz o czym mówię?

Killa Kela. Skąd taka ksywka?

Killa Kela. Wiesz, Kela, K-E-L-A, druga część mojej ksywki to alias graficiarski, to pisałem na murach, kiedy byłem młodszy. Wiesz lubię wrzuty, byłem też kiedyś emce, ale ten etap już zakończyłem, wiesz o czym mówię? Od małego interesowałem się beatboxem, wtedy mówiło się na to - robienie dźwięków ustami. I wiesz, miałem taką ksywkę. A 'Killa'? To pojawiło się podczas moich występów ze Swollen Members. Prevail, emce ze Swollen, był też w Rocksteady Crew, wiesz, z nimi pierwszy raz grałem. No więc Prev mówi: "Yo, you're a killa every show, we'll call you Killa Kela"

Ile godzin dziennie poświęcasz na ćwiczenia?

Zero.

Zero? Więc po prostu przygotowujesz swój show przez weekend albo po drodze?


Wiesz, jest tak, że gram tak często, że ćwiczę podczas występów. I wiesz, to działa, jeśli o mnie chodzi. Oczywiście, chodzę też po domu i ćwiczę, w tej samej mierze co śpiewacy chodzą po domu śpiewając. Tak to wygląda.

Wiem, że pytano cię o to tysiące razy... Od kiedy zajmujesz się beatboxem?

Robię bbox od kiedy byłem bardzo mały, wiesz, coś jak sześć, siedem lat. Tak naprawdę nie pamiętam czasów, kiedy tego nie robiłem. Za pierwszym razem, kiedy...

...kiedy zdałeś sobie sprawę, że robisz dźwięki? Kiedy to było?


Nie wiem, ale naprawdę dobrze to pamiętam. To było jak zabawa klockami, układanie dźwięków, tworzenie ścieżek dźwiękowych. Moi rodzice zawsze mówili mi, żebym się zamknął. A mój ojciec, wiesz, on grał na bębnach. Miał zestaw perkusyjny, ale nie pozwalał mi go nawet dotknąć. Zawsze wychodził na podwórze za domem, ustawiał perkusję i grał na niej. Mnie na ten czas zamykał w domu, więc tylko przyglądałem się temu, jak gra. A później, wiesz, moja mama puszczała jego muzykę w samochodzie, kiedy gdzieś jechaliśmy albo coś... Moja mama słucha dużo soulu i podobnych rzeczy. To mnie inspirowało. Wiesz, praktycznie od zawsze kochałem głos. Szczególnie w muzyce soul, gdzie wykonawcy podejmują się przeróżnych akrobacji wokalnych. Wiesz, ja naprawdę to czułem... I zawsze zastanawiałem się, co przekazuje tym artystom tą niesamowitą energię. Czułem ją, jest we mnie. Chyba dlatego spróbowałem czegoś podobnego.

Skąd bierzesz pomysły na swoje covery? Wiesz, my nie słuchamy codziennie Britney albo JLo... [śmiech]

To multiwokalizm, stary. To tak jak pożyczanie skrajnie różnych pomysłów i tworzenie z tego czegoś zupełnie nowego. Przenoszenie różnych rzeczy na nowe tereny. Nie tylko hip hop, stary. Oczywiście, żyję hip hopem, wypełnia moje ciało i umysł. Ale myślę też o wkręceniu w hip hop większej ilości ludzi. Chcę aby dziewczyny tańczyły do mojego bitu... [śmiech] Tak, chcę, aby ludzie, którzy siedzą w hip hopie, mówili "Yo, on robi też drum&bass, on robi to, on robi tamto. Kopiuje to, coveruje tamto, robi takie dźwięki...", wiesz o czym mówię? Wiesz, beatbox to instrument hip hopowy, multiwokalizm to instrument ogólnie muzyczny. Ja zajmuję się właśnie tym drugim, wiesz, mógłbym stanąć u boku orkiestry filharmonicznej i sam byłbym swoim własnym instrumentem. Tak właśnie chcę to robić.

Mówią, że usta to najmniej doceniany instrument...

Usta to rzecz zbyt cenna, aby ją marnować, panie i panowie...[śmiech]. To pierwotny instrument, wiesz o czym mówię? Od tego się zaczęło. Wiesz, w epoce technologii i elektroniki dobrze czasem wrócić do brzmień organicznych. Możesz modyfikować dźwięki, aby naśladować elektroniczne bitmaszyny, można też robić pierwotne organiczne brzmienia. Do tego głos ludzki posiada możliwości unikalne, których nie znajdziesz w żadnej maszynie.

Jaki był najtrudniejszy moment w twojej karierze? Największe wyzwanie.

Największym moim wyzwaniem jest to, że jestem z Anglii i beatboxuję.

Dlaczego?

Ponieważ to nie jest angielski sport i występuje tu syndrom słabszego, młodszego brata. Wiesz, musisz udowadniać ludziom, że jesteś wystarczająco dobry, żeby to robić...

...nie będąc ze Stanów?

Tak. Wiesz, w Anglii króluje nie tyle hip hop, co drum and bass. Hip hop w Stanach to obraz społeczeństwa. My, jako ludzie, kochamy muzykę i odzwierciedla ona nasze nastroje. Dlatego d&b jest u nas wszędzie. Przejeżdża samochód, słychać z wnętrza d&b, przechodzisz obok sklepu - słychać d&b, garage, wiesz, takie sprawy. Hip hop oczywiście też, ale nie w takim stopniu. Wiesz, niektóre rzeczy mają jakby swoje naturalne środowisko. Więc pomyślałem sobie, "Dlaczego mój beatbox nie ogarnia całego obszaru muzyki? Dlaczego nie może to być d&b beatbox, czy jakikolwiek inny?" Właśnie dlatego nazywam to multiwokalizmem, wiesz, można połączyć to ze śpiewaniem, praktycznie z wszystkim.

Więc to coś jak brzuchomówstwo?

Hmm, dokładnie tak. W beatboxie i multiwokaliźmie jest wiele elementów pokrewnych sztuce brzuchomówstwa. Mówię, pozwól językowi mówić, ustom robić bit, krtani i przeponie - linie basowe, i tak dalej. Widzę, że robiłeś research, bracie... [śmiech]

Jesteś Anglikiem, oglądałeś dużo Monty Pythona?

Wiesz co? Będę szczery, nigdy nie widziałem ani jednego odcinka...

Naprawdę, powinieneś...

To jest naprawdę coś, nad czym muszę popracować...jako beatboxer. Tak :)

Miałeś kiedykolwiek wahania, co do twojego wyboru? Nie myślałeś nigdy "Pierdolić to, powinienem zostać prawnikiem..."

Szczerze, to bardzo nudne z mojej strony, ale rzuciłem studia aby robić beatbox. I wiesz co? Nie mam żadnych wyrzutów, poza "Chciałbym robić to jeszcze szybciej". Wiesz każdy ma taki dzień, kiedy mówi: "O cholera, czy naprawdę mi się uda, czy poradzę sobie z tym dzisiaj?" Ale wiesz, to praca jak każda inna. Ja po prostu wiem, że to moja misja, że to właśnie chcę robić.

Nieźle. A denerwują cię ludzie, którzy co chwila proszą, żebyś wrzucił jakiś bit? Często ci się to zdarza?

Tylko czasami mi się to zdarza. Wiesz, po występie, kiedy jedynym dźwiękiem, który wydaje twoje gardło jest 'khhh'. Ale nie, nieczęsto.

Jakieś wskazówki dotyczące skreczy wokalnych?

Jak zacząć skrecze? Dam tu tylko podstawy, bo wiesz, cokolwiek ponad podstawy to ksero. Tak jakby jeden dj przekazywał swoją rutynę, czy styl drugiemu. Więc tak, możesz nauczyć kogoś skreczować ale nie możesz przekazać mu stylu, wiesz o czym mówię? Podstawy - zasadniczo zaciskasz mięśnie krtani i wydajesz dźwięk naśladujący skrecz. Używasz do tego środkowej części krtani. [tam, gdzie znajdują się struny głosowe - część nieco powyżej jabłka Adama - przyp. TikTak] Wymawiasz przy tym początki słowa, jak na przykład: worda-weh-word-a-e-weh-wordwiesz o czym mówię? Zaciskasz struny głosowe i wymawiasz słowa.

Teraz coś o Permanent Marker. Nie ma go jeszcze w Polsce...

Album jest w drodze. Wychodzi w październiku.

Czy myślisz, że beatbox ma swoje miejsce w studiu, czy na ulicach - tam gdzie wszystko to się zaczęło?

Jego miejsce jest w sercu, duszy i w domu. Wiesz, chodzi o to, że niektóre dźwięki zupełnie nie brzmią jak beatbox, inne tak. Musisz zaznaczyć, że to wszystko pochodzi w 100% od ciebie. Cały koncept mojego albumu to dziesięć sposobów na użycie ust. Są kawałki tylko z moimi dźwiękami, jestem ja z instrumentami, są kawałki, w których śpiewam. To jak występy na żywo plus przeróżne bonusy, naprawdę, dzieją się tam bardzo różne rzeczy. A dla mnie to jest prezentacja możliwości współczesnego beatboxu i multiwokalizmu. Wiesz, chcę, żeby to była płytka z europejskim beatboxem, a zarazem płytka Killa Kela. Chcę, żeby każdy mógł powiedzieć: "Yo, to coś od nas". Nie przypomina to albumu Rahzela, nie przypomina albumu Scratcha, to jakby mix różnych rodzajów muzyki, różnych elementów, wszystko połączone z popisami młodego i zdolnego angielskiego beatboxera! [śmiech]

Wspomniałeś o Razhelu, więc teraz trudne pytanie. Co się dzieje między Tobą a Rahzelem? Ehm, wielu ludzi mówi, że powinniście stoczyć bitwę aby pokazać światu, który jest lepszy...

Który jest jaki? Powiedziałeś gejem [ang. 'batty'] czy lepszy [ang. 'better']?

Cokolwiek, ty zdecyduj... [śmiech]

Myślę, że...hmm, nie wiem, stary. Nic nie dzieje się między mną a Rahzelem. Wszystko dobrze. Ten koleś jest weteranem, wiesz o czym mówię? To oldschoolowiec, główna postać w tej grze, to, co on robi, jest niesamowite. Są tylko dwie rzeczy, które wkurzają mnie w tej całej sytuacji. Chodzi o mentalność Rahzela. I oczywiście także innych beatboxerów. Wiesz, być zadowolonym z siebie jako z ikony, symbolu pewnego zjawiska to normalne, ale, wiesz, ten koleś non-stop powtarza: "Jestem najlepszy, jestem najlepszy, jestem najlepszy..." Pewność siebie to jedno, ale w pewnym momencie ludzie odwrócą się i zaczną pytać: "Czy naprawdę jest najlepszy?" Wiesz, w takich sytuacjach nie wierzysz ludziom na słowo. Można mówić: "Nie, Kela jest lepszy, Saian Supa Crew są lepsi, Scratch jest lepszy, Kenny Muhammad, ktokolwiek", ale nie w tym rzecz. Bo wszyscy będą mówili to samo, a ktoś to kiedyś sprawdzi. Sprawa wygląda tak samo, czy chodzi o lekkoatletę na bieżni, czy beatboxera na scenie. Wiesz, zawsze można mówić: "Jestem lepszy od ciebie", ale trzeba to udowodnić. Rahzel musi przestać mówić takie rzeczy i zastanowić się nad tym co już ma. Mówię tu o ogromnej rzeszy fanów i ogromnym talencie. Odbijając trochę od tematu, każdy beatboxer powinien znaleźć i wypracować własny styl. Nikt nie jest doskonały, więc jak Rahzel lub ktokolwiek inny może coś takiego mówić? Jeśli chce pozostać w tym interesie, powinien wydać jakieś nowe, miażdżące gówno. Materiały z ostatniej płyty grał przez ostatnie siedem lat. Wiesz, tak samo jest ze mną i z każdym innym. Ale najważniejsze to mieć własny styl, w ten sposób nikt ci nie powie: "Ty i Rahzel, ty i Kela", bo wiesz każdy jest inny. To tak jakby wystawić Erica Claptona przeciwko Jimmiemu Hendrixowi. To zwyczajnie nie działa, wiesz o czym mówię?

Chciałbyś polecić jakieś kluby w Londynie?


Polecam Deck FX w Brixton, DFX, Bug Bar w Brixton, jest też Kung Fu. Ale są też kluby poza Londynem, jest The Fat Club w Bristolu, niesamowity. Jest The Junction w Cambridge, jest zaskakujący. Jest The Bongo Club w Edynburgu, po prostu wypas. Zanzibar w Liverpoolu też jest świetny...dobra, wystarczy.

Jakieś refleksje po wywiadzie[:)], może słowa dla polskich beatboxerów?

Słowa dla polskich bboxerów? Wyczajcie to, bądźcie nieźli. Wiecie, popracujcie nad nowymi rzeczami, bo w końcu Europa to nie takie zadupie. Mówią, że najlepsi writerzy są z Europy, najlepsze breakdance crews - Europa, najlepszy d&b - Europa. Wszystkiego co najlepsze. Tylko róbcie to. Do wszystkich, którzy to czytają - róbcie po prostu swoje, rok 2002 i dalej, tak?

ThE eNd :P

eminemka-sk8 : :
sie 29 2003 BrEaK dAnCe
Komentarze: 2

Idea tańca breakdance narodziła się w Stanach Zjednoczonych w latach 70-tych. W nowojorskiej dzielnicy Bronx zorganizowane grupy młodzieży prowadziły przestępczy tryb życia. Ich wolny czas upływał na rozbojach kradzionymi samochodami, strzelaninach, bójkach wewnątrzgangowych i ciągłych walkach między sobą o pozycję w hierarchii podziemnego świata. Równocześnie w podziemiu, w klimacie gry na kongach i dźwiękach scratchu czarnych płyt powstał taniec breakdance, który zaczął cieszyć się coraz większym powodzeniem ze względu na swój charakter.

     Breakdance to taniec trudny, wymagający dużej sprawności fizycznej oraz systematycznego, intensywnego treningu, co pociąga za sobą zachowanie samodyscypliny. Z drugiej strony pozwala na dowolność ruchową, funkcjonuje poza normami, nie jest zamknięty w układach ani rytmach jak inne tańce. Break pozwala na improwizację, daje możliwość wyzwolenia osobistej ekspresji. Dlatego stał się jedną z form rywalizacji. Taniec uliczny dawał również możliwość zarobku na życie. Dzięki swej widowiskowości, breakdance przyciągał gapiów, którzy chętnie wrzucali co nieco do czapki. Ruch breakowy przybrał w końcu takie rozmiary, że zyskał miano subkultury.

     Do Europy breakdance dotarł w latach 80-tych. Na festiwalu w Cannes w 1983 roku, wyświetlony został poza oficjalnym programem film pt: "Beat Street" w reżyserii Stana Lathana. W tym samym czasie do Europy napływały teledyski amerykańskich grup np: Break Machine z przebojem "Street Dance", czy Rock Steady Crew z kawałkiem "Uprock". Po pojawieniu się filmu pt: "Breakin" nastąpił boom na breakdance, ale dostęp do materiałów promocyjnych był bardzo mały. W Europie było to czymś nowym, bez żadnych odniesień, bo i jakie mogłyby być, skoro breakdance był utożsamiany niemal z amerykańskim tańcem ludowym. Tancerze zaczynali od podstaw, ucząc się z krążących w drugim obiegu kaset video.

     Rozwój breaka nastąpił na taką skalę, że taniec ten dotarł do wyższych sfer. Zaczęli interesować się nim profesjonalni choreografowie. To pozwoliło wejść mu na drogę musicali, produkcji telewizyjnych jednym słowem zaistnieć w wielkim świecie. Obecnie breakdance nie jest tylko modą czy tańcem subkultury. Zaliczany jest do jednego ze stylów tańca nowoczesnego. Można go oglądać na profesjonalnym poziomie. Jest jednym z najbardziej widowiskowych stylów, charakteryzuje się nietypowym sposobem wykonywania figur akrobatycznych, adaptuje figury siłowe, salta, obroty na różnych częściach ciała m.in. na głowie czy układy wykonywane w parterze, tzw. freezy.

     Na świecie odbywają się różne spotkania taneczne i turnieje. Do najbardziej prestiżowych należy "The Battle Of The Year", organizowana rokrocznie w Niemczech, której finał przybiera formę walki ulicznej, tzw. miarki.

eminemka-sk8 : :